Było nas kiedyś, Markowiczów,
Dwudziestu czterech w samej Łodzi,
I drugie tyle w Drohobyczu,
A przeżył tylko Szmul --- kołodziej.
Salek we Francji, Mama w getcie
I na aryjskiej stronie przecie
Ojciec w obozie na Syberii
Jakoś się nie dał dyzyntererii.
To wszystko --- reszta liczbą
Magiczną jest u Pana Boga
I nawet fotografii nie ma,
Książki, pierścionka ni kamienia...
Czterdziestu czterech niepochowanych
Z pamięci świata wymazanych,
Ciotek, kuzynek, dziadków, wujów,
Braci ciotecznych, szwagrów, stryjów.
Miałbym do kogo jeździć w gości,
W Pesach pić wino, w Kipur pościć,
A żem rodzonych dawno stracił,
Wśród obcych szukam sióstr i braci.
Choć nie po mieczu, czy kądzieli
Któż by wybrzydzać się ośmielił.
Tylko mi chodzi myśl po głowie,
Kto mi nad grobem Kadysz powie?
W Jerozolimie, pod murami,
W chałacie, z brodą i z pejsami,
Biegnie, jak by go pędził pogrom
Syn krawca, fizyk, Krakus Abram.
Porzucił względność i teorię
I wgryza się bezwzględnie w Tore,
Wgryza się w Misznę i w Gemarę
I zamiast Nobla dostał wiarę.
Jam według niego jest szubrawcem,
A siedzieliśmy w jednej ławce.
Choć między nami rozłam wieczny,
To bratem moim jest serdecznym.
A prokurator, Bianka krwawa,
Przed którą trzęsła się Warszawa?
Trzęśli się księża---patrioci,
Niegramotni i poligloci.
Z wojny hiszpanskiej weterani
Robili w portki przy tej pani,
Kiedy żądała najwyższego
Wymiaru kary dla niewinnego.
Bo lepiej wsadzić stu niewinnych,
Niż by się wypsnął jeden winny!
I choć bym ją ... żyletką ostrą,
Ona jest także moją siostrą.
W New Jersey żyje Harry Winestone,
Alias Winiarski, alias Wejnsztajn,
Siostrzeniec wyż. wspomianej Bianki,
Posiada statki, sklepy, banki.
Gdy przybył tu, miał w portkach dziury,
Bez doktoratu, bez matury.
Nie bawił się w inteligenta,
Nie stracił nigdy ani centa.
Nigdy nie stracił też nadziei,
Więc forsa się do niego klei
I choć na pewno ma mnie w dupie,
Posiada brata --- w Ballerupie.
Stoi na dworcu, mała, krucha,
W nocnej koszuli do kożucha.
Sonia --- mysigene --- wariatka,
Bolesna, jak z Nazaret matka.
Czeka na pociąg z Leningradu,
Może nareszcie już przyjadą
Dzieci, co jej pozabierali,
Kiedy na Gułag ją skazali.
I biegnie, biegnie wzdłuż peronu
Przez nieskończony ciąg wagonów,
I mija zima, wiosna, lato...
Wybacz tę zwrotkę swemu bratu.
Cisza na sali jest jak makiem,
A ludzi pięć tysięcy z hakiem.
Janek batutą nagle smyknie
I sto waltorni zrazu ryknie.
A potem Carnegie Hall dźwięczy,
Sześćdziesiąt smyków, głos młodzieńczy,
I pałka w wielki kocioł wali ---
Tak nas pałami kiedyś sprali,
Kiedyśmy w Polsce, po pijaku
Śpiewali horę dla tajniaków,
I tak jesteśmy dwa bratanki,
Do śpiewu, bójki i do szklanki.
Józef Jabłoński, major, ubek,
Babiarz, skurwysyn, alfons, bubek.
Matkę by swą utopił w rzece,
Byle zasłużyć się Bezpiece.
Przed skazanymi grał gieroja,
A przed Żydami strugał goja,
Taki internacjonalista,
Bił Żyda, księdza, Ukraińca.
I ulubione miał igraszki,
Na śledztwie wpychac w dupę flaszki.
Bandziorem, zbirem jest i katem,
I moim --- przyznać wstyd --- psubratem.
Zośke spotkałem na Brooklynie.
Najlepsza dupa w Poroninie.
Nie raz żem ją o litość błagał,
Nie do zdobycia była baba.
Jasiu mi truł po pijanemu,
Że dała dupy Polańskiemu,
I że w Hollywood i Las Vegas
Po coctail parties Zośka biega.
Tak poszła w tango Zośka Cukier ---
Balecik, streap tease, porno, hooker.
Teraz bezdomna, brudna, głodna,
Rozbita krypa idzie do dna.
Na razie dosyć, jak widzicie,
Braci i sióstr mam na tym świecie,
Muzykow, dziwek i rabinów,
Geniuszy, durniów, sukinsynów.
Za Janka oddam rękę prawą,
Na Biance zemściłbym się krwawo,
Z Sonią wypłakał się nad ranem,
Modlitwę zmówiłbym z Abramem.
Zośke schędożył bym ukradkiem,
Co kazirodztwa jest przypadkiem.
A wy wypijcie kiedy zniknę.
Ja wam lechaim z góry krzyknę.